Gość

Zdrowie na talerzu

Bylejakość jedzenia przekłada się na bylejakość życia.

W swoim życiu skupiamy się w większości na pracy, hobby i kręgu znajomych, a zapominamy o naszych podstawowych potrzebach dobrego odżywiania, regularnego ruchu i odpowiedniego odpoczynku oraz snu. Nie staramy się połączyć w jeden obraz tego, co znajduje się na naszych talerzach z tym, co buduje nasz mentalny, fizyczny, emocjonalny i duchowy dobrostan. Jedzenie to nie tylko kalorie; to także lekarstwo. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy jak szybko taka ignorancja odbija się na naszym zdrowiu. Zatem pytanie brzmi: jak powinniśmy jeść aby zapewnić sobie obfitość, zdrowie, szczęście i dostatek energii każdego kolejnego dnia? Jak powinniśmy jeść, by zapobiegać chorobom, czy nawet niwelować ich skutki?

Żywność to najpotężniejszy lek znany ludzkości. Z każdym kęsem pożywienia możemy wzmacniać poziom ekspresji genów, stabilizować dziesiątki hormonów, optymalizować dziesiątki tysięcy sieci białkowych, zmniejszać stany zapalne czy regulować mikrobiom (florę jelitową). Żywność może leczyć najbardziej przewlekłe choroby; działa lepiej, szybciej i jest o wiele tańsza niż jakikolwiek obecnie istniejący farmaceutyk. Terapia żywnością nie wiąże się też z żadnymi przykrymi skutkami ubocznymi, a wręcz przeciwnie – oprócz zapobiegania i leczenia chorób pozwala nam utrzymać zdrowie na optymalnym poziomie.

Leczenie żywnością, sprawdza się o wiele lepiej niż jakikolwiek lek wypisany na receptę. 

W naszym jadłospisie znajdują się masowo produkowane substancje przypominające jedzenie, nazwijmy je roboczo zmutowaną żywnością, w składzie której możemy znaleźć tłuszcze trans, syrop glukozowo-fruktozowy, glutaminian sodu (MSG), sztuczne słodziki i barwniki, dodatki, konserwanty, pestycydy, antybiotyki, sztuczne białka oraz wysokie stężenia alergenów, których obecność jest pokłosiem inżynierii genetycznej stosowanej w nowoczesnych hodowlach. Wszystkie te dodatki nazywamy substancjami anty-odżywczymi. 

Dopóki nie pojawi się głód układ trawienny nie jest gotowy na przyjęcie posiłku.

Zjadanie więcej niż organizm potrzebuje wywołuje biochemiczny stres układu trawienia, gdyż brakuje miejsca na przechowywanie nadmiaru składników. Np.: zbyt duża ilość węglowodanów rodzi potrzebę magazynowania większej ilości węgli w komórkach tłuszczowych; zbyt duża ilość białek przeciąża nerki, które usiłują usunąć je z krwiobiegu większym nakładem pracy. Podobnie jak w silniku spalinowym – przeciążony szybciej się zużywa.

Gdy jemy nie czekając na pojawienie się głodu żołądek wydzieli mniej enzymów trawiennych niż potrzeba do pełnego strawienia treści pokarmowej. Wówczas posiłek trawiony jest niewystarczająco i nieskutecznie. W konsekwencji pojawiają się reakcje alergiczne: zatykanie nosa, pieczenie oczu, ospałość.

Niedokładne przeżuwanie, połykanie dużych kęsów powoduje konsekwencje u każdego, nie tylko u tych z kłopotami jelitowymi, także u zdrowych. Efekty pobieżnego, niedokładnego rozdrabniania i przeżuwania są niemal natychmiastowe: zaognienie stanów zapalnych, a to początek wielu chorób, niektóre nazywane są zespołem jelita drażliwego. Żołądek nie ma zębów, więc wymaga dokładnego pogryzienia jedzenia i wymieszania go ze śliną, bowiem trawienie zaczyna się w jamie ustnej. Tym lepsze trawienie, im dokładniej przerzuty pokarm. Enzymy w jamie ustnej trawią do 80% węgli, do 15% tłuszczów, do 5% białek, a to zmniejsza ciężar pracy żołądka i pozostałych narządów trawiennych, szczególnie trzustki.

W trakcie zjadania i po zjedzeniu pokarmu rozpoczyna się trawienie, a więc gruczoły wydzielają soki trawienne. Jeśli posiłek zostanie zalany płynem (herbatą, kompotem, napojami, mlekiem, wodą), to enzymy trawienne są rozrzedzane i spłukiwane do niższych partii układu żołądkowo-jelitowego. Tam pokarm zalega dopóki organizm nie wytworzy nowych enzymów, albo przepchnięty dalej niestrawiony przez enzymy ulega gniciu, rozkładaniu przez bakterie, a produkty rozkładu wchłaniają się do krwiobiegu.

Siła życiowa jest marnowana na wytwarzanie nowej dawki enzymów i na zmagania z produktami gnicia niestrawionego pokarmu. Przeciąża to nie tylko układ wydzielniczy żołądka i dwunastnicy, ale wiele organów, których z trawieniem nie kojarzymy.

Różne składniki pokarmowe wymagają różnych enzymów trawiennych, więc też różnego pH. Białka zwierzęce trawione są w bardzo kwaśnym środowisku żołądka (niskie pH). Skrobia lepiej trawiona jest w środowisku mniej kwaśnych soków trawiennych (wyższe pH). Gdy zjadamy jednocześnie białko zwierzęce i skrobię żołądek jest w stanie zdezorientowania. Dziwne kombinacje pokarmów, jak np. mięso i chleb, mięso i ziemniaki, ryba i ryż są trudne do strawienia pod względem fizjologicznym. Taki pokarm spędza w żołądku znacznie więcej czasu i pochłania znacznie większe zasoby energii.

Wątroba jest nieustannie przeciążana toksynami, konserwantami, substancjami trudno trawionymi i niestrawnymi. Staraj się nie przeciążać wątroby bezmyślnym łączeniem składników pokarmowych, które do trawienia wymagają różnych enzymów i różnego pH.

O efektywności snu też każdy może sam przekonać się porównując na ile rześki i wypoczęty wstaje, gdy poszedł spać z bezpośrednio po kolacji i wówczas gdy kolację od snu dzieliły co najmniej dwie godziny.

  • Większość problemów zdrowotnych, łącznie z nadwagą, najmniej zależy od pożywienia. W dużej mierze to właśnie rady "speców" od żywienia przyczyniają się do tego, że ciągle rośnie rzesza otyłych. Propagowanie "jedynie słusznych" zasad żywienia, takich samych dla wszystkich, zazwyczaj się nie sprawdza.
  • Gdy organizm często i długo poddawany jest działaniu stresu, np. wskutek głodzenia, rozregulowuje się gospodarka hormonalna i organizm wydziela endorfiny. Są to substancje podniecające, podobne do narkotyku. Łączenie diety ze sportem wytrzymałościowym, co właśnie się pro­paguje, jest najkrótszą drogą prowadzącą do wydzielania endorfin.
  • Próby narzucenia organizmowi tego, o czym on decyduje autonomicznie kończą się fiaskiem.
  • Zmuszając dzieci do jedzenia, rodzice wpędzają dzieci w zaburzenia pokarmowe.
  • Te same słodziki, które zachwala się ludziom jako odchudzające, od lat są stosowane przy tuczu świń.
  • Lektyna z ziaren pszenicy należy do najbardziej szkodliwych sub­stancji, jakie można znaleźć w pożywieniu. Ludzie zawsze ją usu­wali, mieląc pszenicę na mąkę. Do czasu aż przyszli dietetycy, którzy zapewnili, że pełne ziarno jest zdrowsze.
  • Masło jest do jedzenia, a margaryna na sprzedaż.
  • Warto też wiedzieć, że enzymy odpowiedzialne za metabolizm cholesterolu są całkowicie blokowane przez wszechobecne w naszej diecie sztuczne izomery trans, które powstają podczas produkcji margaryn, zwłaszcza twardych, kostkowych. Krótko mówiąc, margaryny, nie tylko nie zmniejszają zagrożenia miażdżycą, ale stanowią ogromne zagrożenie zdrowotne.
  • Twój brzuch jest mądrzejszy, niż Ci się wydaje. Gdy po­zwo­lisz mu samodzielnie "myśleć" i działać, wyjdziesz na tym lepiej. Zapomnij o dietach-cud, a "speców od żywie­nia" zagoń do grabienia liści :).

Jak rozumieć to twierdzenie, że nadwaga i inne problemy ze zdrowiem najmniej zależą od pożywienia?

Gdyby samo tylko jedzenie było odpowiedzialne za to, że ludzie tyją, to rady "dietetyków", próbowane przez miliony ludzi w ciągu dziesiątek lat przyno­siłyby rezultaty. Jednak dietetyczne mody (podobnie jak inne mody) szybko przemijają, natomiast problem nadwagi narasta i to w zastraszającym tempie.

Od indywidualnej przemiany każdego organizmu, ale nie mniej istotne są, choć często nieuświadomione, psychiczne przyczyny fizycznych dolegli­wości. W przypadku otyłości często jest to lęk, po­trze­ba ochrony, nad­wrażliwość.

Istnieją ścisłe współzależności pomiędzy poziomami biopierwiast­ków we wło­sach i narządach wewnętrznych. Spektroskopowa analiza składu włosów określa zawartość ok. 30 biopierwiastków w organizmie - także toksycznych. Daje nam wiedzę nie tylko o ich dysproporcji (zarówno nad­miar jak i niedobór są patologią), wzajemnych propor­cjach i rela­cjach, ale też określa typ indywi­dualnej przemiany mineral­nej da­ne­go organizmu.

  • Jem to, co chcę, kiedy chcę, i ile chcę.
  • Niedostatek tłuszczu sprawia, że stajemy się tłuści!

    Należy zwrócić uwagę, że w USA, a także i in­nych kra­jach, gdzie w wyniku szerokiej kampanii propagującej żywie­nie o niskiej zawartości tłuszczu, ilość tłuściochów rośnie najszybciej. Już wiadomo, że nie tędy droga. Należy zapewnić odpowiednie proporcje białek, tłuszy i węglowodanów zawartych w naszym codziennym pokarmie.

Każdą dietę, organizm po­strzega jako stan klęski głodu. W odpowiedzi na zagrożenie gło­dem zmniejsza zuży­cie energii i każdy kęs pożywienia wykorzystuje do ostatka. Wprawdzie na począt­ku stosowania diety waga nieco spada, ale już po tygo­dniu oszukiwany organizm temu przeciwdziała. Gdy wrócimy do poprzedniego menu, w wyniku zwiększo­nego wykorzystania pokarmu szybko powraca do pierwotnej wagi. Przy kolejnych podejściach do stosowania diety pojawia się ów sławetny efekt jo-jo. Jest to reakcja na zjawisko powtarza­jących się klęsk głodu.

Rzekomo w trosce o konsumenta w zaleceniach dietetycznych zmniejszono ostatnio rekomendacje co do potrzebnej ilości białka w diecie z 1,0-1,5g/kg masy ciała do zaledwie 0,8g/kg masy ciała. No cóż, przygłupkiem zawsze łatwiej manipulować. Mówi się, że dieta wysokobiałkowa stanowi zagrożenie dla wątroby i nerek. Jednak czytając opinie dietetyków można odnieść wrażenie, że tzw. specjaliści od żywienia 1kg mięsa, sera, ryb czy twarogu utożsamiają z 1 kg białka. Tymczasem zawartość białka w wysokobiałkowych produktach wynosi średnio ok. 20%. Krótko mówiąc, 1kg białka znajduje się w ok. 5 kg wymienionych produktów. Dieta wysokobiałkowa to powyżej 2,5g białka na kg masy ciała. Człowiek o wadze 70kg powinien (przy diecie wysokobiałkowej) zjadać codziennie 175 g czystego białka czyli 875g wysokobiałkowych produktów, co rzeczywiście obciążałoby nerki i wątrobę. Tylko czy takie ilości białka są rzeczywiście konsumowane?

Białko w diecie jest bardziej istotne niż węglowodany. Pełnowartościowe białka, bogate w aminokwasy siarkowe, obecne są w produktach pochodzenia zwierzęcego. Ich odpowiednia podaż warunkuje nasze zdrowie, a także sprawność intelektualną. Nie bez powodu w diecie sportowców stosowane są najcenniejsze białka. A przecież w diecie każdego z nas, a zwłaszcza w diecie dzieci i młodzieży powinno być obecne wszystko to co wspomaga zdrowie, czyli odpowiednia ilość białka, tłuszczu, witamin i związków mineralnych.

Od dawna wiadomo, że zastąpienie tłuszczu w diecie węglowodanami powoduje pogorszenie profilu lipidowego poprzez: duży wzrost poziomu trójglicerydów, cholesterolu ogółem i frakcji LDL cholesterolu przy znacznym spadku HDL cholesterolu. Mimo to, lansowana jest wysokowęglowodanowa, niskotłuszczowa dieta light, która jest główną przyczyną otyłości i cukrzycy typu 2.

Większość produktów dla najmłodszych, reklamowanych w czasopismach i telewizji (również publicznej), słodzona jest syropem glukozowo-fruktozowym. Fruktoza w organizmie człowieka hamuje wytwarzanie energii i w całości przetwarzana jest na tkankę tłuszczową. Jest główną przyczyną tzw. jelita nadwrażliwego oraz zaćmy. Przemysł spożywczy stosuje syrop glukozowo-fruktozowy wszędzie tam, gdzie to możliwe (napoje chłodzące, soki, desery, produkty dla dzieci, pieczywo cukiernicze) ze względu na niższą cenę (uprawa kukurydzy w USA jest dotowana) oraz większą słodkość. Konsekwencją nadmiaru cukrów diecie jest tzw. reaktywna hipoglikemia, która prowadzi do insulinooporności, tzw. zespołu metabolicznego oraz cukrzycy typu 2. Poziom insuliny we krwi wzrasta proporcjonalnie do ilości spożywanych cukrów. Cukry trawione są bardzo szybko (w ciągu 1 godz.), natomiast wysoki poziom insuliny utrzymuje się przez 3-4 godz. i skutkuje wzmożonym łaknieniem. Przy diecie wysokowęglowodanowej jesteśmy bez przerwy głodni i może właśnie o to chodzi. Faktyczne zapotrzebowanie na cukry w przypadku osoby dorosłej wynosi ok. 40g dziennie (ok. 10 łyżeczek). Taka ilość cukru może znajdować się w 1 puszce napoju soft drink.

Tłuszcze zwierzęce, w odróżnieniu od olejów roślinnych, nie są podatne na utlenianie dzięki wysokiej zawartości nasyconych kwasów tłuszczowych a także obecności bardzo aktywnych antyoksydantów. Smalec wieprzowy, przechowywany w warunkach chłodniczych jest oksydacyjnie stabilny przez 12 miesięcy. Jeszcze bardziej stabilny jest łój wołowy. Masło natomiast podatne jest na hydrolizę, a uwalniany wówczas kwas masłowy (nieszkodliwy dla zdrowia, za to o odrażającym zapachu) informuje nasze zmysły, że produkt jest nieświeży. Zepsutego mięsa, ryby, smalcu nikt nie zje, bo nasze zmysły węchu i smaku dzięki ewolucji potrafią zidentyfikować zagrożenie. Odwrotnie jest z olejami roślinnymi, produkty utlenienia nienasyconych kwasów tłuszczowych nie są przez nasze zmysły identyfikowane, albowiem oleje obecne są w diecie człowieka tylko od ok. 100 lat . Dzięki temu produkty spożywcze wyprodukowane z zastosowaniem tłuszczów roślinnych (np. odżywki dla niemowląt) mogą być magazynowane nawet 2 lata.

Liczne antyoksydanty (m.in. witaminy A,D,E,K) obecne w tłuszczach zwierzęcych, aktywne są zarówno w żywności jak też w organizmie człowieka .W odróżnieniu od antyoksydantów obecnych w warzywach i owocach są one aktywne w fazie tłuszczowej organizmu, działają ochronnie na mózg, błony komórkowe, wspomagają układ immunologiczny. Niestety tłuszcze zwierzęce zawierają zbyt mało wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. Dlatego konieczna jest regularna konsumpcja tłustych ryb morskich, które są najlepszym źródłem biologicznie aktywnych kwasów omega-3.

Proporcje kwasów tłuszczowych nasyconych, jedno- i wielonienasyconych w tkance tłuszczowej człowieka i w smalcu wieprzowym są niemal identyczne a skład aminokwasowy mięsa wieprzowego i białka z mięśni człowieka też jest taki sam. Nie bez powodu prof. Religa sztuczną zastawkę otrzymywał z tkanek świnki. Trzeba pamiętać, że zarówno białka, jak i tłuszcze ograniczają apetyt. I właśnie dlatego zaleca się ograniczanie spożycia białka (bo syci) i tłuszczu ( jest jeszcze bardziej sycący).

Stosując w diecie tzw. żywność masowego rażenia nie obejdziemy się bez suplementów.

Skutki diety wysokowęglowodanowej to także zagrożenie dla funkcjonowania centralnego układu nerwowego (rosnąca zachorowalność na schorzenia neurologiczne i neurodegeneracyjne).

Na przełomie XIX i XX wieku spożycie cukrów przez statystycznego mieszkańca globu ziemskiego było 10-krotnie mniejsze niż na przełomie wieku XX i XXI. Poza tym dawniej ludzie byli bardziej aktywni fizycznie, zjadali więcej błonnika, mniej tłuszczów dzieki czemu cukrzyca i otyłość były rzadkością. 

Liczbami można manipulować. Dawniej ustalano wagę mierząc wzrost w cen­ty­metrach i odejmując od tego 100. Później odliczano jeszcze 10 procent, potem 20 procent, a obecnie mó­wią o tzw. body-mass-index. Ale to, czy mamy nadwagę nie wynika z mnoże­nia kilku liczb.

Manipulowanie ludźmi tak, by odpowiadali panującej modzie i aktualnie przyjętym "normom" wagi i figury jest znęcaniem się nad nimi. U tych ludzi zwykle przyczyną tycia są problemy rodzinne, zawodowe lub osobiste, czyli związane z psychiką. Zazwy­czaj sfru­stro­wani dużo jedzą, ale problemem nie jest jedzenie, lecz frustra­cja. Jadłospisem nie poprawimy swojej sytuacji, tylko pogłębi kryzys. Potrzeba wie­le naiwności, by redukując jedzenie, sprawimy, że staniemy się szczupli. Bardziej prawdopodobne jest, że pozostaniemy grubi, a dzieci nie bę­dą rosły i rozwijały się prawidłowo. To jedno z wielu niszczących oddziaływań diet.

Diety powodują tworzenie się kamieni żółciowych, cukrzycę, oste­oporozę, za­wał serca, niewydolność krążenia, nadciśnienie krwi, zwy­rodnienia sta­wów i kręgo­słupa. U mło­dzieży ścisła dieta zwiększa ryzyko wywołania zaburzeń pokarmo­wych aż 20‑krotnie. Wiele z nich ponosi poważne szkody fizycz­ne i psy­chiczne, czasem nawet kończące się śmiercią. A ilość tych przypad­ków rośnie.

Dążenie do modnego dziś tzw."właściwego żywienia” stało się niemal religią. Dawniej "grzech” czyhał za drzwiami sypialni, dziś – za drzwiami lodówki.

Różnice w fizjologii trawienia są bardzo istotne. Każdy reaguje inaczej na określone artykuły spożyw­cze, jednym służą, innym nie służą, a jeszcze innym szkodzą. Jest to indy­widualne i zależy od wielu czynni­ków, głównie od konstytucji psy­chofizycznej, ale także od aktualnego stanu zdro­wia i zmienia się wraz z nim.

Wygląda to jakby nasz przewód pokarmowy zmieniał się wraz z modą na ak­tualnie modną dietę. Lata temu zalecano jedzenie dużych ilości mięsa i mało warzyw - jakby człowiek miał przewód po­karmowy taki, jak kuna. Potem przyszła moda na ziarna - jakby nasz żołądek upodobnił się do ptasiego, by trawić zalecane ziarenka. Dziś idealne pożywienie miałoby składać się z wielu owoców i warzyw je­dzonych na surowo. Czy teraz ludzki układ pokarmowy upodobnił się do owczego?

"Witaminy – budulec życia" profesor Hans Konrad Biesalski, wykładowca biologii chemicznej z uni­wersytetu w Hohenheim, wyjaśnia, że większość wypowiedzi speców żywienia "to ustalenia poczy­nione jeszcze przed pod­jęciem odnośnych badań naukowych".

Zachodnia cywilizacja w przeciwieństwie do wschodniej, dopiero zaczyna dostrzegać rolę pokarmu jako lekarstwa i sposób w jaki związki chemiczne zawarte np. w roślinach wchodzą w interakcję z naszymi komórkami i naszym mikrobiomem. Powiedziano nam, że nasze geny są naszym przeznaczeniem. Jednak nie jest to do końca prawda. Badania wykazały, że nasze geny mogą być włączane i wyłączane poprzez to, co jemy. Tym zagadnieniem zajmuje się gałąź nauki nazywana genomiką żywienia. Istnieją dowody na to, że roślinne RNA mogą regulować matrycowe RNA, co jest odkryciem niezwykłym. Oznacza to, że pewnego dnia będziemy mogli bardzo dokładnie określić, którą roślinę powinniśmy zjeść aby wzmocnić swoje zdrowie i uchronić się przed chorobami

Opowiada o tłuszczu mlecznym i zapobieganiu infekcjom

Jak się zdrowo odżywiać?

strzałka do góry
Zadzwoń
Ładuję stronę ...